piątek, 25 lipca 2014

Rozdział V

Do klasy jak gdyby nigdy nic weszła mulatka z tajemniczym uśmiechem.
- O, panna Harris. Jaka miła niespodzianka. Proszę zająć miejsce - powiedział nauczyciel i dalej prowadził lekcję monotonnym głosem.
Dziewczyna usiadła za Lucy i zaczęła bazgrać coś w zeszycie. Na dźwięk jej głosu Lucy aż podskoczyła na krześle.
- Lucy... W dzień balu czekają cię dwie miłe niespodzianki, ale twoje życie stanie się koszmarem. Będziesz miała przy sobie dwie bliskie osoby i resztę przyjaciół, ale to nie uchroni cię przed złem...
Lucy odkręciła się i zapytała:
- Mówiłaś do mnie?
- Słucham? - zapytała szczerze zdziwiona. - Nic nie mówiłam.
- Mówiłaś, prawda Caitlyn?
- Ja nic nie słyszałam - odpowiedziała szybko blondynka nawet nie patrząc na sąsiadkę.
- Panno Hale! Czas na plotki jest w czasie przerwy. Proszę się skupić - zawołał belfer nawet nie zwracając uwagi, że w jednym zdaniu dwa razy użył słowa "czas".
Lucy niechętnie odkręciła się w stronę tablicy. Co to miało być? Skąd ona wiedziała jak mam na imię? I o co jej chodziła z tym "złem"? Była tak pochłonięta swoimi myślami, że nie usłyszała dzwonka. Jak zombie poszła za przyjaciółką do stołówki.
- Kto to był?
- Co?
- Wiesz o kogo mi chodzi! Ta dziewczyna z matmy - Caitlyn jęknęła.
- Nie dobrze jest wiedzieć zbyt dużo - uległa jednak pod wpływem wzroku Lucy. - Oh... To była Cassie Harris. Rzadko bywa w szkole, ale jakimś cudem zdaje co roku. Jest uważana za jeszcze większą dziwaczkę niż ja. Podobno... Oh, to takie głupie! Ludzie gadają, że jest pomylona. Czasem, tak jak dzisiaj, jakby wyłącza się i zaczyna mówić od rzeczy.
Lucy zamyśliła się i znalazła wzrokiem dziewczynę. Siedziała sama przy stoliku. Wahała się chwilę, ale w końcu wzięła swoją tacę.
- Idziesz? - zapytała i wskazała głową w tamtą stronę stołówki. Blondynka westchnęła, ale wzięła swój lunch i poszła za przyjaciółką.
- Możemy się dosiąść? - zapytała Lucy.
- J-jasne - powiedziała po chwili ciszy Cassie.
Przez chwile siedziały wszystkie w ciszy i tylko jadły. Wszyscy siedzący na sali patrzyli na nie jak na wariatki. W ich oczach było widać pytanie: Dlaczego usiadły z NIĄ?
- Nie musiałyście tu siadać. Całkowicie się pogrążyłyście.
- Mam to gdzieś. I tak nie chciałabym, siedzieć z nimi. Ty jesteś ciekawsza i fajniejsza od nich - stwierdziła Lucy, myśląc, że dobrze zrobiła.
- Ja i tak byłam na samym końcu tego pokręconego "łańcucha pokarmowego" - dopowiedziała pewniejsza już siebie Citlyn, a Cassie się uśmiechnęła.
- Dziękuję.
Na resztę lekcji dziewczyny poszły już razem i od tamtej pory zawsze trzymały się razem. Cassie zyskiwała wiele przy bliższym poznaniu. Kiedy przełamały pierwsze lody, dowiedziały się o niej wielu ciekawych rzeczy, np, że uwielbia 5SOS, Room 94, All Time Low i tym podobne zespoły, że jest uczulona na kocią sierść, lubi śpiewać, rysować. Miała też świetne poczucie humoru.
Po zakończonych zajęciach wyszły przed szkołę. Czekała na nie niespodzianka. Stał tam czarny samochód, o który oparci stali Michael i Luke. Dziewczyny podeszły do nich.
- Jak tam szkoła? - zapytał blondyn i spojrzał na Lucy.
- Nawet nieźle - uśmiechnęła się. - To jest Cassie. A to są...
- Luke i Michael. Wiem - powiedziała speszona. - Jestem waszą fanką.
Chłopcy tylko się uśmiechnęli. Mikey poszedł do drzwi kierowcy i rzucił przez ramię:
- Wsiadajcie albo odjadę bez was.
Caitlyn podeszła do drugich drzwi i usiadała obok niego. Cassie poszła od drugiej strony i zajęła miejsce z tyłu, a Luke otworzył drzwi i zapraszającym gestem puścił Lucy przodem. Dziewczyna uśmiechnęła się, spuściła głowę i weszła do auta. Blondyn usiadł obok.
Mikey odpalił silnik i pojechali. 
- Gdzie jesteśmy? - zapytała Caitlyn, kiedy wysiadali.
- U Caluma. Mikey stwierdził, że ma syf w domu, do mnie przyjechał brat z żoną, a u Ashtona jest remont - wyjaśnił Luke.
Dziewczyny weszły lekko zawstydzone. Na przywitanie wyszła im mama Cala. Uśmiechnęła się przyjaźnie i ciepło.
- Wchodźcie, wchodźcie. Obiad będzie za piętnaście minut, a chłopcy są w ogrodzie. 
Młodzież własnie tam skierowała swoje kroki. Już z daleka słyszeli śmiech Ash'a. 
- Gdzieś już słyszałam ten śmiech... - powiedziała zamyślona Lucy.
- Może wczoraj? - podpowiedział Mikey.
- Nie... Cassie, ty śmiejesz się w ten sam sposób - oświeciło ją nagle.
- Wydaje ci si... - wtedy znów rozległ się szczery i głośny śmiech. - Albo nie...
Weszli do ogrodu. Ash i Cal grali w badmintona. Na ich widok Calum pomachał i stracił koncentrację. Ash w tym momencie uderzył lotkę i biedny basista oberwał w głowę. Wszyscy zaśmiali się głośno i zgodnie. 
- A kim jest ta piękna, urocza i zupełnie nieznana mi niewiasta? - zapytał Ash i podszedł do Cassie. - Are you a volcano? Because i lava you (nie chciałam tłumaczyć, bo nie brzmiałoby to tak fajnie XD) - dodał i poruszył śmiesznie brwiami. 
- Chyba za długo stałeś na słońcu - zaśmiała się Caitlyn. 

________________
Jest :D
Mam nadzieję, że się podoba :)
Miał  być wcześniej, ale planowałam, żeby do klasy wszedł Luke. Potem sobie przypomniałam, że Caitlyn go wcześniej nie znała, więc nie mogła być z nim w klasie i musiałam pisać wszystko od nowa :O

1 komentarz: