Lucy siedziała pod drzwiami nowego domu w Sydney. Przeprowadziła się tu z mamą tydzień temu i zdążyła już zgubić klucze. Gdzie? Kiedy? Nie miała pojęcia. Wiedziała tylko, że mama będzie wściekła. Dlaczego? Bo na breloczku był napisany ich adres. Po raz kolejny zerknęła na telefon. "Jeszcze pół godziny i wróci" - powtarzała sobie w myślach. Po co w ogóle przeprowadzały się na inny kontynent?? Ach tak - jej matka dostała awans... Tylko dlaczego musiały przenieść się na drugi koniec świata?! Lucy musiała zostawić przyjaciół, szkołę i przyjechać tutaj - do obcego miasta. Od jutra miała zacząć naukę w jednym z najlepszych liceów w okolicy. Nie było problemów z przyjęciem, ponieważ zawsze się dobrze uczyła. Na początku nikt nie chciał w to wierzyć ze względu na jej wygląd - ciemne włosy, blada skóra, dość mocny makijaż i zazwyczaj czarne ubrania. I nie zapominajmy o małym tatuażu na nadgarstku. Nie był to drut kolczasty ani nic z tych rzeczy. Był to mały klucz wiolinowy. Lucy kochała muzykę i sama miała niesamowity talent. Grała na pianinie, skrzypcach, gitarze i do tego śpiewała. Nie potrafiła żyć bez muzyki. Rano, kiedy wstawała, od razu włączała jakąś płytę. Muzyka towarzyszyła jej przez cały dzień - w drodze do szkoły, przy odrabianiu lekcji, wieczorem. Najbardziej lubiła rockowe zespoły takie, jak Green Day, All Time Low, Nickelback, ale czasem słuchała też Metallici. Tylko przy mamie przełączała na metal symfoniczny, np. Epicę. Jej mama nie gustowała w jej zespołach. Epica - owszem, ale nic poza tym. Nie miała jednak nic przeciwko tatuażowi, pięciu kolczykom w uchu i stylu ubierania córki. Dopóki nie zostałaby wzywana do szkoły albo na komisariat, wszystko byłoby tak jak powinno być. A ponieważ takie sytuacje nie miały miejsca, mama była dla Lucy również przyjaciółką.
Dziewczyna miała już przejść się na krotki spacer, kiedy zobaczyła na rogu znajome czarne BMW. Wzięła głęboki oddech i wyszła mamie na powitanie.
- Cześć - powiedziała kobieta wychodząc z pojazdu i cmoknęła córkę w policzek. - Nie wchodzisz?
- Bo widzisz... Ja... Ja zgubiłam klucze... - powiedziała, przygotowana na reprymendę.
- Lucy, dlaczego jesteś taka nieostrożna?! Przecież teraz ktokolwiek, kto je znalazł może do nas wejść! A jeśli to jakiś złodziej?!
- No wiem... Przepraszam - powiedziała skruszona.
- No trudno - westchnęła głęboko mama dziewczyny. - Chodź, zrobimy sobie coś na kolację.
Pół godziny później we dwie czekały niecierpliwie na piekącą się pizzę. Obie były głodne. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Lucy zdjęła fartuch i poszła otworzyć. Spodziewała się jakichś sąsiadów. Kiedy pociągnęła za klamkę, jej oczom ukazały cię cztery męskie twarze...
__________
Może być na początek?
Liczę na jakiekolwiek komentarze... :)
Bardzo podoba mi się prolog , mam nadzieję ,że opowiadanie będzie równie ciekawe :D
OdpowiedzUsuńProlog kochana genialny :D
OdpowiedzUsuńCiekawi mnie co będzie dalej więc pisz,pisz :D