sobota, 5 lipca 2014

Rozdział I

Jeden z gości miał ciemną karnację, ciemne oczy i ciemne włosy, drugi miał urocze loczki i czerwoną bandanę na głowie, trzeci zielone włosy i oczy oraz szczery uśmiech, a czwarty z nich blond włosy, urocze dołeczki w policzkach i czarny kolczyk w wardze. Wyglądali jakby znajomo, ale nie Lucy nie mogła sobie przypomnieć skąd ich kojarzy.
- Em... Mogę w czymś pomóc? - przerwała w końcu ciszę.
- Ach, tak... To znaczy - zaczął brunet.
- Znaleźliśmy klucze w parku i postanowiliśmy je oddać - dokończył zielonowłosy chłopak. - Proszę - powiedział i oddał klucze z brelokiem.
-  Och, dziękuję. Na serio. 
- Luc, kto to? - zawołała z głębi domu mama dziewczyny i po chwili pojawiła się u jej boku. - Dzień dobry - przywitała się.
- Dzień dobry. My przyszliśmy tylko oddać klucze - uśmiechnął się chłopak z bandaną. 
- Dobrze, że tacy są jeszcze na świecie tacy młodzi i uczciwi ludzie jak wy. Może chcecie wejść?
- Nie, dziękujemy - odpowiedział blondyn. - Chociaż i tak się pewnie zobaczymy, bo mieszkam obok i mama już szykuje ciasto na powitanie nowych sąsiadów - wywrócił znacząco oczami. 
- Jak miło! W takim razie, do zobaczenia - powiedziała uśmiechnięta mama i wróciła do pizzy.
Lucy stała jeszcze chwilę z przybyszami.
- To... My już będziemy szli. Miło było cię poznać... - powiedział blondyn.
- Lucy.
- Lucy - uśmiechnął się, a jego dołeczki jeszcze bardziej się pogłębiły.
Reszta chłopaków też się pożegnała i poszli do domu obok. "Może ta przeprowadzka nie będzie taka zła..." pomyślała dziewczyna  i wróciła do kuchni. Mama właśnie wyjęła pizzę z piekarnika. Wzięły poi talerzu i włączyły Titanica. Lubiły tak razem spędzać czas.

W domu obok pani Hemmings kończyła piec ciasto. Lubiła piec, a poza tym bardzo jej zależało na poznaniu nowych sąsiadów, a właściwie sąsiadek. Kończyła pokrywać biszkopt bitą śmietana, kiedy do domu wparowali czterej chłopacy. Oczywiście pierwszą rzeczą, którą zrobili było dokładne przeanalizowanie zawartości lodówki i szafek. 
- Co będzie na kolację? - zapytał jej syn, Luke.
- A na co macie ochotę?
- U sąsiadów wyczułem pizzę... - powiedział Mikey.
- W takim razie tu są drobne. Dzwońcie - nawet nie dokończyła zdania, kiedy Ash wybierał już numer do pizzeri. Liz zawsze się dziwiła ile mogą pochłonąć za jednym razem, ale nigdy nie żałowała im jedzenia. Wręcz przeciwnie - sama im podsuwała przekąski. Uśmiechnęła się sama do siebie. Lubiła znajomych Luke'a. I jednocześnie była z nich bardzo dumna. Z całej czwórki. Sami, swoją ciężką pracą, uporem i miłością do muzyki spełnili swoje marzenie. Uwielbiała patrzeć na nich, kiedy grali i śpiewali na scenie i widzieć jaką radość im sprawia, gdy fani śpiewają razem z nimi. Sama wtedy emanowała szczęściem i chciałaby, żeby to trwało wiecznie.
- Pani mamo, jest coś do picia? - zza drzwi wyłoniła się głowa Caluma.
- W lodówce jest cola.
- Dziękuję - uśmiechnął się i wziął cztery puszki.
Liz odwróciła się w stronę okna, a kiedy chciała się znów zająć ciastem, zobaczyła Luke'a. Stał pochylony nad miską z bitą śmietaną z zamiarem zatopienia w niej palca.
- Gdzie z paluchem?! - zawołała i pacnęła go w rękę. - Umyłeś ją chociaż? - zapytała po chwili.
- Tak - odpowiedział.
- Nie rób mi tu tych maślanych oczu. To dla sąsiadów, nie dla ciebie. Chyba, że cię poczęstują. Bo nie wiem czy wiesz, ale idziesz ze mną.
- Ok, ok. A chłopacy też mogą?
- Myślę, że tak.
Luke uśmiechnął się i poszedł z powrotem do salonu. Liz skończyła smarować ciasto kremem i pół godziny później zabrała całą zgraję. Przeszli dosłownie dziesięć metrów i zadzwonili do drzwi. Powitała ich Margaret.
- Dobry wieczór - uśmiechnęła się. - Zapraszam.
Wszyscy weszli do przestronnego salonu. Usiedli na kanapie i fotelach. Liz dała nowej znajomej ciasto. Margaret od razu je pokroiła i postawiła na stoliku. Poszła też na chwilę na górę i po sekundzie zeszła z córką.
- Dobry wieczór. Jestem Lucy - przywitała się lekko zarumieniona. Jej wzrok od razu padł na chłopaków.
- Witaj słońce. Ja jestem Liz, to mój syn Luke, a to jego przyjaciele: Calum, Michael i Ashton - każdy po kolei podnosił rękę w geście przywitania. Lucy usiadła obok Caluma na kanapie. Liz i Margaret zaczęły rozmawiać o wypiekach, a młodzież siedziała chwilę w ciszy. W końcu odezwał się Ash.
- Hej, może chciałabyś zobaczyć kawałek miasta?
- Czemu nie - uśmiechnęła się. - Mamo, idziemy się kawałek przejść. Nie będziemy szli daleko - powiedziała od razu.
- Dobrze, tylko uważajcie na siebie.
Założyli buty i wyszli na rześkie wieczorne powietrze. Luke znał tę okolicę najlepiej, bo się w niej wychował, ale to nie przeszkadzało reszcie przekrzykiwać się nawzajem co gdzie jest.
- Tu jest McDonald's...
- A tu klub fitness...
- A tam park i szkoła...
- Tutaj centrum handlowe...
- Fajnie, ale i tak tego nie zapamiętam - zaśmiała się. - Gdzie można kupić kawę? - zapytała.
- Chcesz pić kawę na noc? - zdziwił się Calum.
- I tak nie będę spać, więc co za różnica?
- Nie możesz spać? - zapytał Mikey i oberwał kuksańca od Luke'a.
- Nie bądź wścibski.
- Nie ma sprawy - powiedziała Lucy. - Ciężko jest nagle spać w innym łóżku niż swoje... Albo na innym kontynencie... - dodała bardziej do siebie?
- Hej, głowa do góry. Przyzwyczaisz się - uśmiechnął się Ash. - A gdzie idziesz do szkoły?
- Do liceum nr 3. To gdzieś niedaleko... Podobno.
Doszli wtedy do małej cukierni. Według szyldu była czynna 24 na dobę. Mikey zapewnił, ze mają tu najlepszą kawę i kremówkę w całej dzielnicy. Oczywiście Lucy trafiła na czterech dżentelmenów. Przez pięć minut kłócili się, kto ma zapłacić. Dziewczyna zaproponowała kompromis:
- Zrzućcie się i zapłacicie wszyscy.
Popatrzyli chwilę na siebie i zrobili, jak mówiła. Wyszli z kawiarni i ruszyli dalej ulicą. Wszyscy się już całkiem rozluźnili. Lucy znała ich może z godzinę, ale zdążyła ich polubić. Cieszyła się, że mieszka obok Luke'a. Przynajmniej nie musiała się już martwić, że nie znajdzie przyjaciół.
Kiedy zrobiło się już całkiem ciemno, wrócili do domu. Liz akurat wychodziła, więc chłopcy zabrali się z nią. Postanowili, że przenocują u Hemmingsów.
Lucy poszła do swojego pokoju i wpisała w przeglądarkę Google Luke Hemmings. Wyskoczył jej link do jego Instagrama, Twittera i Wikipedii. Tam był odnośnik 5 Seconds of Summer(band). Teraz wiedziała, czemu wydawali jej się znajomi. Byli zespołem, który uwielbiała jej przyjaciółka. Nawijała o nich cały czas, a Lucy w pewnym momencie nawet już nie słuchała. Od razu weszła na youtube.com i włączyła ich piosenki. Szczególnie w pamięci zapadł jej teledysk do She Lookes So Perfect. 
"Wychodzi na to, że zakumplowałam się z jednym z najpopularniejszych australijskich zespołów" - pomyślała - "Co więcej, mieszkam obok jednego z członków tego zespołu!"
 O 23 poszła wziąć prysznic i położyła się spać. W ogóle nie miała na to ochoty, ale jutro zaczynała szkołę i musiała zrobić dobre wrażenie.

___________
Może być? :)

4 komentarze:

  1. Wow... wow!!
    Ciekawe opowiadanie!!
    Już mogę ci powiedzieć, że będę czytała to opowiadanie!! :D
    Czekam na next'a :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To opowiadanie bardziej mi przypadło do gustu niż poprzednie. Ale nie ma co się kłócić co do tego, że piszesz cudownie i bardzo obrazowo <3

    OdpowiedzUsuń