piątek, 25 lipca 2014

Rozdział V

Do klasy jak gdyby nigdy nic weszła mulatka z tajemniczym uśmiechem.
- O, panna Harris. Jaka miła niespodzianka. Proszę zająć miejsce - powiedział nauczyciel i dalej prowadził lekcję monotonnym głosem.
Dziewczyna usiadła za Lucy i zaczęła bazgrać coś w zeszycie. Na dźwięk jej głosu Lucy aż podskoczyła na krześle.
- Lucy... W dzień balu czekają cię dwie miłe niespodzianki, ale twoje życie stanie się koszmarem. Będziesz miała przy sobie dwie bliskie osoby i resztę przyjaciół, ale to nie uchroni cię przed złem...
Lucy odkręciła się i zapytała:
- Mówiłaś do mnie?
- Słucham? - zapytała szczerze zdziwiona. - Nic nie mówiłam.
- Mówiłaś, prawda Caitlyn?
- Ja nic nie słyszałam - odpowiedziała szybko blondynka nawet nie patrząc na sąsiadkę.
- Panno Hale! Czas na plotki jest w czasie przerwy. Proszę się skupić - zawołał belfer nawet nie zwracając uwagi, że w jednym zdaniu dwa razy użył słowa "czas".
Lucy niechętnie odkręciła się w stronę tablicy. Co to miało być? Skąd ona wiedziała jak mam na imię? I o co jej chodziła z tym "złem"? Była tak pochłonięta swoimi myślami, że nie usłyszała dzwonka. Jak zombie poszła za przyjaciółką do stołówki.
- Kto to był?
- Co?
- Wiesz o kogo mi chodzi! Ta dziewczyna z matmy - Caitlyn jęknęła.
- Nie dobrze jest wiedzieć zbyt dużo - uległa jednak pod wpływem wzroku Lucy. - Oh... To była Cassie Harris. Rzadko bywa w szkole, ale jakimś cudem zdaje co roku. Jest uważana za jeszcze większą dziwaczkę niż ja. Podobno... Oh, to takie głupie! Ludzie gadają, że jest pomylona. Czasem, tak jak dzisiaj, jakby wyłącza się i zaczyna mówić od rzeczy.
Lucy zamyśliła się i znalazła wzrokiem dziewczynę. Siedziała sama przy stoliku. Wahała się chwilę, ale w końcu wzięła swoją tacę.
- Idziesz? - zapytała i wskazała głową w tamtą stronę stołówki. Blondynka westchnęła, ale wzięła swój lunch i poszła za przyjaciółką.
- Możemy się dosiąść? - zapytała Lucy.
- J-jasne - powiedziała po chwili ciszy Cassie.
Przez chwile siedziały wszystkie w ciszy i tylko jadły. Wszyscy siedzący na sali patrzyli na nie jak na wariatki. W ich oczach było widać pytanie: Dlaczego usiadły z NIĄ?
- Nie musiałyście tu siadać. Całkowicie się pogrążyłyście.
- Mam to gdzieś. I tak nie chciałabym, siedzieć z nimi. Ty jesteś ciekawsza i fajniejsza od nich - stwierdziła Lucy, myśląc, że dobrze zrobiła.
- Ja i tak byłam na samym końcu tego pokręconego "łańcucha pokarmowego" - dopowiedziała pewniejsza już siebie Citlyn, a Cassie się uśmiechnęła.
- Dziękuję.
Na resztę lekcji dziewczyny poszły już razem i od tamtej pory zawsze trzymały się razem. Cassie zyskiwała wiele przy bliższym poznaniu. Kiedy przełamały pierwsze lody, dowiedziały się o niej wielu ciekawych rzeczy, np, że uwielbia 5SOS, Room 94, All Time Low i tym podobne zespoły, że jest uczulona na kocią sierść, lubi śpiewać, rysować. Miała też świetne poczucie humoru.
Po zakończonych zajęciach wyszły przed szkołę. Czekała na nie niespodzianka. Stał tam czarny samochód, o który oparci stali Michael i Luke. Dziewczyny podeszły do nich.
- Jak tam szkoła? - zapytał blondyn i spojrzał na Lucy.
- Nawet nieźle - uśmiechnęła się. - To jest Cassie. A to są...
- Luke i Michael. Wiem - powiedziała speszona. - Jestem waszą fanką.
Chłopcy tylko się uśmiechnęli. Mikey poszedł do drzwi kierowcy i rzucił przez ramię:
- Wsiadajcie albo odjadę bez was.
Caitlyn podeszła do drugich drzwi i usiadała obok niego. Cassie poszła od drugiej strony i zajęła miejsce z tyłu, a Luke otworzył drzwi i zapraszającym gestem puścił Lucy przodem. Dziewczyna uśmiechnęła się, spuściła głowę i weszła do auta. Blondyn usiadł obok.
Mikey odpalił silnik i pojechali. 
- Gdzie jesteśmy? - zapytała Caitlyn, kiedy wysiadali.
- U Caluma. Mikey stwierdził, że ma syf w domu, do mnie przyjechał brat z żoną, a u Ashtona jest remont - wyjaśnił Luke.
Dziewczyny weszły lekko zawstydzone. Na przywitanie wyszła im mama Cala. Uśmiechnęła się przyjaźnie i ciepło.
- Wchodźcie, wchodźcie. Obiad będzie za piętnaście minut, a chłopcy są w ogrodzie. 
Młodzież własnie tam skierowała swoje kroki. Już z daleka słyszeli śmiech Ash'a. 
- Gdzieś już słyszałam ten śmiech... - powiedziała zamyślona Lucy.
- Może wczoraj? - podpowiedział Mikey.
- Nie... Cassie, ty śmiejesz się w ten sam sposób - oświeciło ją nagle.
- Wydaje ci si... - wtedy znów rozległ się szczery i głośny śmiech. - Albo nie...
Weszli do ogrodu. Ash i Cal grali w badmintona. Na ich widok Calum pomachał i stracił koncentrację. Ash w tym momencie uderzył lotkę i biedny basista oberwał w głowę. Wszyscy zaśmiali się głośno i zgodnie. 
- A kim jest ta piękna, urocza i zupełnie nieznana mi niewiasta? - zapytał Ash i podszedł do Cassie. - Are you a volcano? Because i lava you (nie chciałam tłumaczyć, bo nie brzmiałoby to tak fajnie XD) - dodał i poruszył śmiesznie brwiami. 
- Chyba za długo stałeś na słońcu - zaśmiała się Caitlyn. 

________________
Jest :D
Mam nadzieję, że się podoba :)
Miał  być wcześniej, ale planowałam, żeby do klasy wszedł Luke. Potem sobie przypomniałam, że Caitlyn go wcześniej nie znała, więc nie mogła być z nim w klasie i musiałam pisać wszystko od nowa :O

środa, 23 lipca 2014

Rozdział IV

Dziewczyny obgadywały każdego z chłopaków po kolei. Potem ich rozmowa zeszła na ludzi ze szkoły. Tu do powiedzenia najwięcej miała Caitlyn. Powiedziała jej wszystko co wiedziała o wszystkich w klasie. Lucy dziwiła się, skąd tak mało popularna osoba może znać tyle plotek.
- Nikt mnie nie zauważa i nie zastanawiają się czy coś usłyszę, czy nie - powiedziała swobodnie. 
Nagle usłyszały jakiś dźwięk. Jakby ktoś wszedł do domu. Obie natychmiast zamilkły i złapały się za ręce. 
- Co ty było? - szepnęła Caitlyn.
- Nie wiem. 
Wstały i wyjrzały na korytarz. Przez barierkę zobaczyły cztery cienie poruszające się po salonie. Lucy pisnęła cicho, ale przyjaciółka od razu zakryła jej usta dłonią i pokręciła głową. Cicho podkradły się bliżej schodów. I usłyszały:
- Ash, kretynie, uważaj na pelerynę!
- Cicho! Nie używaj imion! Jestem Smash...
Dziewczyny na górze spojrzały na siebie. Chłopacy chcieli je nastraszyć, ale one miały już swój plan. Poszły z powrotem do pokoju Lucy i usiadły na poduchach. Szybko obgadały co robić i wtedy otworzyły się drzwi. Nastolatki od razu rzuciły się na nich z poduszkami. Minutę później po całym pokoju latały pióra.
- Hej, ej! To przecież my! - zawołał w końcu Luke i zdjął maskę z twarzy. Od razu dostał kolejny raz poduszką.
- Wiemy - odpowiedziała Caitlyn. - Myślisz, że inaczej tłukłybyśmy was poduszkami? - zaśmiała się uroczo. 
Dziewczyny "zawiesiły broń" i usiadły z zespołem na podłodze.
- Po co przyszliście? Chyba powiedziałyśmy, że nie chcemy tu chłopaków.
- Ale było tak nuudno - zajęczał Cal i zdjął czapkę z głowy. Zrobiło mu się za gorąco.
- Oo... Kanapki z nutellą! - usłyszała Michaela. Po chwili, żadnej kanapki już nie było. 
Przyjaciele rozmawiali razem z godzinę. Potem chłopacy poszli w końcu do domu obok i dziewczyny mogły położyć się spać. 
Rano umyły się. Lucy musiała pożyczyć jakieś ubrania koleżance, dlatego przy szafie zeszło im się dłużej niż zwykle. W końcu Caitlyn wyglądała tak, a Lucy tak. Dziewczyny wyszły razem do szkoły i całą drogę się śmiały. Kiedy były na miejscu zobaczyły porozwieszane plakaty. Zapowiadały zbliżający się bal wiosenny. Miał się odbyć za miesiąc - 21 marca. Caitlyn zaczęła o nim nawijać.
- ... No i jak zwykle królową balu zostanie Vanessa... Chociaż ty mogłabyś wygrać. Gdybyś oczywiście startowała. Dla mnie to jest cholernie puste, ale przydałoby się utrzeć nosa tej lafiryndzie. Oh - stęknęła - Idzie tu. Zaraz będzie cię chciała przekabacić na swoją stronę! Widzę to w jej oczach.
- Hej! Jesteś Lucy, prawda? - zapytała słodko. - Ja jestem Vanessa. Jeśli chcesz możesz usiąść ze mną i moimi przyjaciółkami. Przepraszam, że nie zaproponowałam tego wczoraj i musiałaś siedzieć z... tym - skinęła nieznacznie w stronę czerwonej już na twarzy Caitlyn. 
- Ojej, jak miło - uśmiechnęła się uroczo Lucy - ale ja już mam przyjaciółkę. Możesz się teraz odkręcić z uśmiechem i podreptać w tych szpileczkach do psiapsiółek.
- Pożałujesz tego - syknęła, zarzuciła włosami i poszła.
- Uff... Przez chwilę myślałam, że mnie zostawisz dla tej zołzy.
- Żartujesz chyba! W życiu bym tego nie zrobiła! - zapewniła przyjaciółkę i razem poszły do klasy.
Na matematyce Lucy poczuła na sobie dwie pary oczu. Kiedy obróciła się lekko w prawo ujrzała rzucającą nienawistne spojrzenia Vanessę. Jej wzrok raz padał na nią a raz... Właśnie w tę stronę, z której patrzyła się na nią druga para oczu. Obróciła się i zobaczyła przystojnego chłopaka. Miał brązowe przydługie włosy, brązowe oczy i rozbrajający uśmiech.
- Zapomnij - usłyszała z boku. - To Sean, były chłopak Vanessy. Jeśli się dowie, że ci się podoba, to po tobie.
- I tak mnie nie lubi. Poza tym, to nie mój typ - powiedziała. - Ja wolę blondynów.
Caitlyn spojrzała na nią znacząco. Wtedy drzwi klasy nagle się otworzyły. Lucy podniosła wzrok znad zeszytu.

________________
Krótki, ale jutro dodam następny :)
Mam nadzieję, że się spodobał :)

wtorek, 8 lipca 2014

Rozdział III

- No cześć - przywitała się - Wchodźcie.
Pobiegła na górę rzucić torbę z książkami, związała włosy w kucyk i zbiegła z powrotem na dół. Chłopacy rozleźli się po całej kuchni.
- Głodni? - zapytała dziewczyna, a oni zgodnie pokiwali głowami. Lucy zajrzała do lodówki i kilku szafek. Przygotowała wszystko, co było potrzebne do zrobienia spaghetti i zaczęła kroić paprykę w kostkę.
- Pomóc ci? - zapytał Mikey i zanim zdążyła odpowiedzieć, wstawiał już wodę na makaron.
- Jak było w szkole? - zapytał Ash tonem rodzica.
- Nawet nieźle. Poznałam Caitlyn. Jest bardzo ciekawą osobą... A i przyjdzie dzisiaj, żeby was poznać.
- A po co? - zapytał Cal z buzią wypchną ciastkami.
- Bo jest fanką 5SOS. A właśnie! Dlaczego mi nie powiedzieliście?
- Bo nie ma się czym chwalić - odpowiedział Luke. - Jesteśmy zespołem i tyle. Nawet nie rozumiem, dlaczego ludzie nas lubią... Chociaż w sumie to w większości dziewczyny... I tak nie rozumiem czemu... Za dużo mówię.
- Tak, za dużo - przytaknął mu Calum. - Też nie rozumiem czemu... Wystarczy popatrzeć na was - zwrócił się do kumpli. - Wy odstraszacie wszystkie fajne dziewczyny. ZAWSZE.
- Ale Lucy tu siedzi i wcale nie ucieka.
Kłóciliby się tak dłużej, ale rozległ się dzwonek. 
- Otwarte!!!! - wrzasnął Luke i oberwał w głowę od Ashtona.
Do kuchni weszła Caitlyn. Miała na sobie inne ubrania niż w szkole, ale w tym samym stylu - koszulka z nazwą zespołu, ciemne rurki i glany.
- Cześć - przywitała się pozytywnie - Rany... Jak mówiłaś, że będę mogła ich poznać, nie sądziłam, że dojdzie do tego w twojej kuchni! - zawołała uradowana. Najpierw poprosiła o autografu na płycie i o zdjęcie, a potem zwróciła się do Michaela.
- Gdzie kupujesz farby do włosów? Chcę sobie zrobić zielone końcówki i nigdzie nie mogę znaleźć takiego odcienia!
Wszyscy z wyjątkiem nich się zaśmiali. Pół godziny później siedzieli przy stole i jedli obiad. Nawet Caitlyn przestała nawijać.
- Jakie to dobre... - powiedział Cal z pełnymi ustami. 
Po posiłku Lucy, Luke i Ash zostali w kuchni, żeby pozmywać, a reszta poszła grać na xboxie. Dziewczyna myła naczynia, Ash je wycierał, a Luke odkładał na miejsce. 
- Może poszlibyśmy do kina? - zaproponował Ashton. - Puszczają Lego przygoda - dodał podniecony.
- Lego? Serio? - zapytał Luke. - Stray, pójdziemy do kina z dwiema dziewczynami i ty chcesz oglądać Lego?
- No to co ty proponujesz?
- Zbaw nas ode złego. Horror z Ericiem Baną. 
- Nie lubię horrorów - powiedziała Lucy. - Nie grają nic innego? - Luke pokręcił przecząco głową. - No dobra, niech będzie. Lepsze to niż Lego.
Pobiegła do swojego pokoju się przebrać. Caitlyn poszła z nią.
- Ci goście są niesamowici! Tacy śmieszni... I normalni. Zachowują się jak my... Znaczy nie jak gwiazdy. I jeszcze idziemy z nimi do kina! Ja chcę siedzieć obok Michaela! - zaklepała od razu.
- W takim razie ja koło Luke'a - zaśmiała się Lucy.
- Uuu... Kręci cię ten jego kolczyk? - zapytała znacząco.
- No... Trochę... Ale bardziej oczy.
- Jak błękitne niebo!
- Albo ocean.
- Ocean? - usłyszał i zobaczyły głowę Caluma w drzwiach. - Nad ocean tez was zabierzemy, ale jutro. Długo jeszcze?
- Już idziemy - powiedziała Lucy, wzięła torbę i zeszli na dół. Samochód Luke'a był za mały, więc zdecydowali się jechać autobusem. Kiedy byli na miejscu, Luke i Ash poszli po bilety, Cal i Michael po popcorn i colę, a dziewczyny do łazienki. Pięć minut później siedzieli na sali, a film się zaczynał. Po pół godzinie Lucy miała dość. Nigdy nie lubiła horrorów. Starała się oddychać spokojnie.
- Ej, wszystko ok? - szepnął Luke i zobaczył, że jest cała blada. - Chcesz wyjść? - pokręciła przecząco głową. - Złap mnie za rękę - Zrobiła jak powiedział, ale niewiele to dało.
- Mogę się o ciebie oprzeć? - zapytała cicho. Chłopak przytaknął, a Lucy położyła głowę na jego ramieniu i zamknęła oczy. Luke kciukiem rysował małe kółka we wnętrzu jej dłoni. W takiej pozycji spędzili resztę filmu. Kiedy seans się skończył i zapaliły się światła wstali i wyszli z sali.
- Nigdy więcej nie obejrzę z wami żadnego horroru! - zawołał Cal, kiedy wyszli z budynku. - Mikey cały czas mnie straszył! Nigdy więcej!
- Ja tez nie dam się namówić na żaden straszny film - przyłączyła się Lucy. - Następnym razem pójdziemy na Lego. - powiedziała, a Ashton  uśmiechnął się triumfalnie. 
Złapali ostatni nocny autobus i wrócili do domu. Lucy zaproponowała Citlyn nocowanie, bo było już ciemno i bała się o nią. Dziewczyna zgodziła się bez wahania. Zadzwoniła do rodziców, żeby ich o tym powiadomić. 
- My tez możemy zostać? - zapytał błagalnie Mikey.
- Nie - odpowiedziały obie. To babski wieczór.
Chłopcy ze smutnymi minami udali się do domu Luke'a. Lucy dała przyjaciółce piżamę i kapcie. W kuchni przygotowały sobie chipsy, ciasteczka i gorącą czekoladę, i wróciły do pokoju. Ułożyły śpiwory na podłodze i usadowiły się na poduchach. Włączyły płytę 5 Seconds of Summer i zaczęły plotkować o wszystkim.

- Nuudzi mi się - zajęczał Mikey.
- Gramy w Fifę? - zaproponował Luke.
- Nie! Tylko nie to! Proszę - zawył Ash spod poduszki. - Idźmy do dziewczyn. 
- Przecież nas tam nie chcą. A poza tym pewnie śpią.
- Możemy to sprawdzić - powiedział Luke i poszedł na górę do swojego pokoju. Rolety w pokoju na przeciwko, który należał do Lucy, były zasłonięte, ale widać było, że pali się tam światło. Zbiegł na dół i przekazał te informację chłopakom.
- Mam genialny pomysł! - zawołał Mikey. - Luke, masz nasze kostiumy z teledysku do Don't Stop?
- Jasne... Co chcesz zrobić? - zapytał, ale domyślał się co chodzi zielonowłosemu po głowie.


____________
I jak? 
Może być? :)

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział II

Pierwszą rzeczą, jaką rano zrobiła było włączenie na iPodzie piosenki 5SOS Don't Stop. Przy tych pozytywnych dźwiękach ubrała się umyła i zeszła na śniadanie. Mama specjalnie została w domu, żeby móc ją zawieźć do szkoły. Ale tylko ten jeden raz.
- Co to za zespół? Fajnie grają.
- Chyba pierwszy raz podoba ci się to, co mi - zaśmiała się Lucy. - To 5 Seconds of Summer. Wiesz kim są członkowie?
- Nie - powiedziała lekko zdziwiona.
- Luke, Calum, Ash i Mikey.
- Żartujesz? - zawołała Margaret, a jej córka pokręciła przecząco głową. 
- To oni.
- Coś takiego...
Stała jeszcze chwilę, ale potem zaczęła pośpieszać Lucy. Że niby spóźni się, do szkoły, a to nie wypada. Później całą drogę pouczała ją, czego nie powinna robić albo mówić pierwszego dnia. 
- Mamo, dam redę - przerwała jej, kiedy były pod szkołą. - Jestem dużą dziewczynką.
- Wiem... Do zobaczenia wieczorem - pożegnały się i Lucy wyszła z samochodu. Wzięła głęboki wdech i ruszyła do nowej szkoły. Skierowała się do sekretariatu po plan szkoły i rozkład zajęć. Pani siedząca za biurkiem była bardzo miła. Wytłumaczyła jej wszystko i nawet zaznaczyła najkrótsze drogi do różnych sal. Pierwsza lekcja to fizyka. Lucy szybko trafiła do sali 112. Weszła do środka i podeszła do nauczyciela. Wzięła podręcznik i chciała zająć wolne miejsce przy oknie.
- Nie radzę - usłyszała obok. Okazało się, że patrzy na nią jasna blondynka z niebieskimi końcówkami. - Tu siedzi Vanessa. Najpopularniejsza laska w szkole, chociaż dla mnie to zwykła zołza. Siadaj obok mnie. Fajny tatuaż - powiedziała wszystko jednym tchem. - Ja jestem Caitlyn. Ty to pewnie Lucy? Od tygodnia jesteś tematem jeden w szkole. Słyszałam nawet, że masz  piercing na twarzy, ale nic nie widzę...
- Tylko w uchu - uśmiechnęła się i pokazała swoje kolczyki. Rzuciła torbę obok krzesła i usiadła z nową znajomą.
- Jeśli chcesz, to pomogę ci ogarnąć szkołę i zajęcia. Pokaż plan... Ha! Wszystkie lekcje memy razem. Oho, idzie księżniczka - powiedziała i wskazała na wysoką brunetkę, która właśnie weszła - To właśnie Vanessa - dodała.
- Faktycznie wygląda na zołzę...
Nie zdążyły wymienić więcej uwag, bo nauczyciel zaczął lekcję.
Caitlyn oprowadziła Lucy po całej szkole. Potem poszły na stołówkę. Wszyscy siedzieli w grupach, tylko one siedziały razem.
- Nie chcę być wścibska, ale czy kiedy mnie nie było, siedziałaś sama? - zapytała w końcu Lucy.
- Tak. Ludzie mnie nie lubią, bo robię to co chcę, a nie to co oni. Jestem trochę outsiderką, ale mi to nie przeszkadza. Widzisz, większość ludzi w tym pomieszczeniu słucha Miley Cyrus albo Rihanny. Ja wolę coś mocniejszego, a im się to nie podoba. Mamy też metali czy punków, ale oni też za mną nie przepadają. 
- A jaki jest twój ulubiony zespół?
- Zdecydowanie Bring Me The Horizon. Są najlepsi. Ale lubię też 5SOS.
- A chcesz ich poznać? - zapytała. - Wpadnij dzisiaj do mnie po szkole. Tu masz adres - powiedziała Lucy i zapisała go na kartce.
- Ok - odpowiedziała uradowana blondynka. 
Resztę dni spędziły razem. Bardzo się nawzajem polubiły. Caitlyn dużo mówiła, ale Lucy to nie przeszkadzało. 

Ash po raz dziesiąty w ciągu pół godziny zajrzał do lodówki. 
- Nic tam nie znajdziesz - powiedział Cal, ale sam szukał czegoś w szafce. - Dałbym sobie rękę odciąć, że widziałem tu ciastka.
- Zjedliśmy je godzinę temu - powiedział Michael. - Może pójdziemy coś kupić? Głodny jestem.
- Ty cały czas jesteś głodny - walnął go poduszką Luke. - Może zajrzymy do Lucy? Pokażemy jej jeszcze kawałek miasta. Może pójdziemy do kina?
- A czy ona nie jest przypadkiem w szkole?
- A, no tak... To co robimy?
- Piszemy piosenkę? - zaproponował Ash i po chwili siedział razem z Calumem w jednym pokoju, a Mikey i Luke w drugim. Pisali piosenki w parach, bo robili to szybciej i mieli dwie piosenki, a nie jedną. Godzinę później, Cal stojący w oknie zawołał:
- Wróciła! - wszyscy zebrali się i poszli do domu obok. Lucy nawet nie zdążyła zamknąć drzwi wejściowych.
- Heeej! - usłyszała poczwórne powitanie za sobą.

sobota, 5 lipca 2014

Rozdział I

Jeden z gości miał ciemną karnację, ciemne oczy i ciemne włosy, drugi miał urocze loczki i czerwoną bandanę na głowie, trzeci zielone włosy i oczy oraz szczery uśmiech, a czwarty z nich blond włosy, urocze dołeczki w policzkach i czarny kolczyk w wardze. Wyglądali jakby znajomo, ale nie Lucy nie mogła sobie przypomnieć skąd ich kojarzy.
- Em... Mogę w czymś pomóc? - przerwała w końcu ciszę.
- Ach, tak... To znaczy - zaczął brunet.
- Znaleźliśmy klucze w parku i postanowiliśmy je oddać - dokończył zielonowłosy chłopak. - Proszę - powiedział i oddał klucze z brelokiem.
-  Och, dziękuję. Na serio. 
- Luc, kto to? - zawołała z głębi domu mama dziewczyny i po chwili pojawiła się u jej boku. - Dzień dobry - przywitała się.
- Dzień dobry. My przyszliśmy tylko oddać klucze - uśmiechnął się chłopak z bandaną. 
- Dobrze, że tacy są jeszcze na świecie tacy młodzi i uczciwi ludzie jak wy. Może chcecie wejść?
- Nie, dziękujemy - odpowiedział blondyn. - Chociaż i tak się pewnie zobaczymy, bo mieszkam obok i mama już szykuje ciasto na powitanie nowych sąsiadów - wywrócił znacząco oczami. 
- Jak miło! W takim razie, do zobaczenia - powiedziała uśmiechnięta mama i wróciła do pizzy.
Lucy stała jeszcze chwilę z przybyszami.
- To... My już będziemy szli. Miło było cię poznać... - powiedział blondyn.
- Lucy.
- Lucy - uśmiechnął się, a jego dołeczki jeszcze bardziej się pogłębiły.
Reszta chłopaków też się pożegnała i poszli do domu obok. "Może ta przeprowadzka nie będzie taka zła..." pomyślała dziewczyna  i wróciła do kuchni. Mama właśnie wyjęła pizzę z piekarnika. Wzięły poi talerzu i włączyły Titanica. Lubiły tak razem spędzać czas.

W domu obok pani Hemmings kończyła piec ciasto. Lubiła piec, a poza tym bardzo jej zależało na poznaniu nowych sąsiadów, a właściwie sąsiadek. Kończyła pokrywać biszkopt bitą śmietana, kiedy do domu wparowali czterej chłopacy. Oczywiście pierwszą rzeczą, którą zrobili było dokładne przeanalizowanie zawartości lodówki i szafek. 
- Co będzie na kolację? - zapytał jej syn, Luke.
- A na co macie ochotę?
- U sąsiadów wyczułem pizzę... - powiedział Mikey.
- W takim razie tu są drobne. Dzwońcie - nawet nie dokończyła zdania, kiedy Ash wybierał już numer do pizzeri. Liz zawsze się dziwiła ile mogą pochłonąć za jednym razem, ale nigdy nie żałowała im jedzenia. Wręcz przeciwnie - sama im podsuwała przekąski. Uśmiechnęła się sama do siebie. Lubiła znajomych Luke'a. I jednocześnie była z nich bardzo dumna. Z całej czwórki. Sami, swoją ciężką pracą, uporem i miłością do muzyki spełnili swoje marzenie. Uwielbiała patrzeć na nich, kiedy grali i śpiewali na scenie i widzieć jaką radość im sprawia, gdy fani śpiewają razem z nimi. Sama wtedy emanowała szczęściem i chciałaby, żeby to trwało wiecznie.
- Pani mamo, jest coś do picia? - zza drzwi wyłoniła się głowa Caluma.
- W lodówce jest cola.
- Dziękuję - uśmiechnął się i wziął cztery puszki.
Liz odwróciła się w stronę okna, a kiedy chciała się znów zająć ciastem, zobaczyła Luke'a. Stał pochylony nad miską z bitą śmietaną z zamiarem zatopienia w niej palca.
- Gdzie z paluchem?! - zawołała i pacnęła go w rękę. - Umyłeś ją chociaż? - zapytała po chwili.
- Tak - odpowiedział.
- Nie rób mi tu tych maślanych oczu. To dla sąsiadów, nie dla ciebie. Chyba, że cię poczęstują. Bo nie wiem czy wiesz, ale idziesz ze mną.
- Ok, ok. A chłopacy też mogą?
- Myślę, że tak.
Luke uśmiechnął się i poszedł z powrotem do salonu. Liz skończyła smarować ciasto kremem i pół godziny później zabrała całą zgraję. Przeszli dosłownie dziesięć metrów i zadzwonili do drzwi. Powitała ich Margaret.
- Dobry wieczór - uśmiechnęła się. - Zapraszam.
Wszyscy weszli do przestronnego salonu. Usiedli na kanapie i fotelach. Liz dała nowej znajomej ciasto. Margaret od razu je pokroiła i postawiła na stoliku. Poszła też na chwilę na górę i po sekundzie zeszła z córką.
- Dobry wieczór. Jestem Lucy - przywitała się lekko zarumieniona. Jej wzrok od razu padł na chłopaków.
- Witaj słońce. Ja jestem Liz, to mój syn Luke, a to jego przyjaciele: Calum, Michael i Ashton - każdy po kolei podnosił rękę w geście przywitania. Lucy usiadła obok Caluma na kanapie. Liz i Margaret zaczęły rozmawiać o wypiekach, a młodzież siedziała chwilę w ciszy. W końcu odezwał się Ash.
- Hej, może chciałabyś zobaczyć kawałek miasta?
- Czemu nie - uśmiechnęła się. - Mamo, idziemy się kawałek przejść. Nie będziemy szli daleko - powiedziała od razu.
- Dobrze, tylko uważajcie na siebie.
Założyli buty i wyszli na rześkie wieczorne powietrze. Luke znał tę okolicę najlepiej, bo się w niej wychował, ale to nie przeszkadzało reszcie przekrzykiwać się nawzajem co gdzie jest.
- Tu jest McDonald's...
- A tu klub fitness...
- A tam park i szkoła...
- Tutaj centrum handlowe...
- Fajnie, ale i tak tego nie zapamiętam - zaśmiała się. - Gdzie można kupić kawę? - zapytała.
- Chcesz pić kawę na noc? - zdziwił się Calum.
- I tak nie będę spać, więc co za różnica?
- Nie możesz spać? - zapytał Mikey i oberwał kuksańca od Luke'a.
- Nie bądź wścibski.
- Nie ma sprawy - powiedziała Lucy. - Ciężko jest nagle spać w innym łóżku niż swoje... Albo na innym kontynencie... - dodała bardziej do siebie?
- Hej, głowa do góry. Przyzwyczaisz się - uśmiechnął się Ash. - A gdzie idziesz do szkoły?
- Do liceum nr 3. To gdzieś niedaleko... Podobno.
Doszli wtedy do małej cukierni. Według szyldu była czynna 24 na dobę. Mikey zapewnił, ze mają tu najlepszą kawę i kremówkę w całej dzielnicy. Oczywiście Lucy trafiła na czterech dżentelmenów. Przez pięć minut kłócili się, kto ma zapłacić. Dziewczyna zaproponowała kompromis:
- Zrzućcie się i zapłacicie wszyscy.
Popatrzyli chwilę na siebie i zrobili, jak mówiła. Wyszli z kawiarni i ruszyli dalej ulicą. Wszyscy się już całkiem rozluźnili. Lucy znała ich może z godzinę, ale zdążyła ich polubić. Cieszyła się, że mieszka obok Luke'a. Przynajmniej nie musiała się już martwić, że nie znajdzie przyjaciół.
Kiedy zrobiło się już całkiem ciemno, wrócili do domu. Liz akurat wychodziła, więc chłopcy zabrali się z nią. Postanowili, że przenocują u Hemmingsów.
Lucy poszła do swojego pokoju i wpisała w przeglądarkę Google Luke Hemmings. Wyskoczył jej link do jego Instagrama, Twittera i Wikipedii. Tam był odnośnik 5 Seconds of Summer(band). Teraz wiedziała, czemu wydawali jej się znajomi. Byli zespołem, który uwielbiała jej przyjaciółka. Nawijała o nich cały czas, a Lucy w pewnym momencie nawet już nie słuchała. Od razu weszła na youtube.com i włączyła ich piosenki. Szczególnie w pamięci zapadł jej teledysk do She Lookes So Perfect. 
"Wychodzi na to, że zakumplowałam się z jednym z najpopularniejszych australijskich zespołów" - pomyślała - "Co więcej, mieszkam obok jednego z członków tego zespołu!"
 O 23 poszła wziąć prysznic i położyła się spać. W ogóle nie miała na to ochoty, ale jutro zaczynała szkołę i musiała zrobić dobre wrażenie.

___________
Może być? :)

środa, 2 lipca 2014

PROLOG

Lucy siedziała pod drzwiami nowego domu w Sydney. Przeprowadziła się tu z mamą tydzień temu i zdążyła już zgubić klucze. Gdzie? Kiedy? Nie miała pojęcia. Wiedziała tylko, że mama będzie wściekła. Dlaczego? Bo na breloczku był napisany ich adres. Po raz kolejny zerknęła na telefon. "Jeszcze pół godziny i wróci" - powtarzała sobie w myślach. Po co w ogóle przeprowadzały się na inny kontynent?? Ach tak - jej matka dostała awans... Tylko dlaczego musiały przenieść się na drugi koniec świata?! Lucy musiała zostawić przyjaciół, szkołę i przyjechać tutaj - do obcego miasta. Od jutra miała zacząć naukę w jednym z najlepszych liceów w okolicy. Nie było problemów z przyjęciem, ponieważ zawsze się dobrze uczyła. Na początku nikt nie chciał w to wierzyć ze względu na jej wygląd - ciemne włosy, blada skóra, dość mocny makijaż i zazwyczaj czarne ubrania. I nie zapominajmy o małym tatuażu na nadgarstku. Nie był to drut kolczasty ani nic z tych rzeczy. Był to mały klucz wiolinowy. Lucy kochała muzykę i sama miała niesamowity talent. Grała na pianinie, skrzypcach, gitarze i do tego śpiewała. Nie potrafiła żyć bez muzyki. Rano, kiedy wstawała, od razu włączała jakąś płytę. Muzyka towarzyszyła jej przez cały dzień - w drodze do szkoły, przy odrabianiu lekcji, wieczorem. Najbardziej lubiła rockowe zespoły takie, jak Green Day, All Time Low, Nickelback, ale czasem słuchała też Metallici. Tylko przy mamie przełączała na metal symfoniczny, np. Epicę. Jej mama nie gustowała w jej zespołach. Epica - owszem, ale nic poza tym. Nie miała jednak nic przeciwko tatuażowi, pięciu kolczykom w uchu i stylu ubierania córki. Dopóki nie zostałaby wzywana do szkoły albo na komisariat, wszystko byłoby tak jak powinno być. A ponieważ takie sytuacje nie miały miejsca, mama była dla Lucy również przyjaciółką. 
Dziewczyna miała już przejść się na krotki spacer, kiedy zobaczyła na rogu znajome czarne BMW. Wzięła głęboki oddech i wyszła mamie na powitanie.
- Cześć - powiedziała kobieta wychodząc z pojazdu i cmoknęła córkę w policzek. - Nie wchodzisz?
- Bo widzisz... Ja... Ja zgubiłam klucze... - powiedziała, przygotowana na reprymendę.
- Lucy, dlaczego jesteś taka nieostrożna?! Przecież teraz ktokolwiek, kto je znalazł może do nas wejść! A jeśli to jakiś złodziej?!
- No wiem... Przepraszam - powiedziała skruszona.
- No trudno - westchnęła głęboko mama dziewczyny. - Chodź, zrobimy sobie coś na kolację.
Pół godziny później we dwie czekały niecierpliwie na piekącą się pizzę. Obie były głodne. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Lucy zdjęła fartuch i poszła otworzyć. Spodziewała się jakichś sąsiadów. Kiedy pociągnęła za klamkę, jej oczom ukazały cię cztery męskie twarze...


__________
Może być na początek?
Liczę na jakiekolwiek komentarze... :)

Let's start again :)

Ponieważ dotychczasowe posty nie były zbyt ciekawe (tak wnioskuję po małej ilości komentarzy i wyświetleń) postanowiłam pójść za radą Kochającej Żelki i zacząć pisać jakieś opowiadanie :) Będzie inne niż to, które pojawiało się między postami informacyjnymi :) Może teraz coś wyjdzie...